Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

2014-07-05 Holandia - Kostaryka

Z czym przeciętnemu Europejczykowi kojarzyła się Kostaryka? Filmożercom mogła kojarzyć się z plenerami w których kręcono „Parki Jurajskie” Spielberga. Ekologom z największą na świecie ilością parków narodowych chroniących skarby przyrody i krajobrazu. Turystom, z rajem na Ziemi oblanym wodami dwóch oceanów, z krajem o niezwykle różnorodnych krajobrazach od piaszczystych plaż, przez lasy deszczowe aż po wulkaniczne góry. A kibicom futbolu? No z czym?

Ok., znani mi osobiście maniacy piłki nożnej potrafią wymienić nawet skład reprezentacji Kostaryki z MŚ w 1990 roku kiedy to udało jej się dotrzeć do 1/8 finału, ale co mieli wiedzieć tacy „normalsi”? Nie mieli prawa wiedzieć nic. Po losowaniu grup brazylijskiego mundialu, kibice Anglii, Włoch i Urugwaju dopisali swoim drużynom po 3 punkty i zajęli się rozważaniem możliwych konfiguracji par 1/8 finału. A tymczasem drużyna, której wyznaczono rolę przystawki w menu Śniadania Mistrzów podebrała im sztućce i urządziła sobie prawdziwą orgię smaków. Kostarykańskie menu w Brazylii przedstawia się następująco: na pierwsze danie urugwajska buseca, czyli przyrządzana na ostro, prosta i smaczna zupa z ogonów wołowych, z dodatkiem groszku i fasoli; na drugie włoskie filetto di manzo czyli polędwica wołowa z sosem balsamicznym; na deser angielski pudding na słodko. Żeby to wszystko dało się jakoś strawić, na koniec Ticos pokrzepili się mocnym grecki Ouzo, które zresztą mocno zakręciło im w głowie i o mały figiel mogło zakończyć potężnym kacem zamiast udziału w ćwierćfinale. Jakby nie patrzeć reprezentacja Kostaryki odprawiła już do domu trzech Mistrzów Świata i jednego Mistrza Europy. Nieomal z ulgą pomyślałem, że „na szczęście” moja ulubiona Holandia trzy razy grała w finale MŚ, ale tytułu nie zdobyła. Zaraz potem jednak, przypomniałem sobie, że to również były Mistrz, bo przecież ME 1988 i wygrana 2: 0 w finale z ZSRR (tak, był kiedyś taki kraj za Bugiem). Jeśli piłkarscy bogowie namaścili reprezentacje Kostaryki na tych, którzy mają upokorzyć dawnych mistrzów, to ich zadanie może trwać aż do finału, bo po odpadnięciu Belgii w każdej możliwej konfiguracji mają już tylko takich przed sobą. Ale może by tak już dosyć tego „kopciuszkowania”? Mistrz Świata z Kostaryki? No ja cierpię dolę – jak o tym pomyślę. Mimo całej sympatii, zdecydowanie stawiam na Europę a wyzwanie przed którym staną dziś Los Ticos jest najtrudniejsze z dotychczasowych. 

Coraz bardziej wyraźne jest też zmęczenie tej ekipy. Na pewno nie planowali tak długiego udziału w mundialu, znakomicie wykorzystali szanse dawane przez los, ale już w starciu z Helladą większość zawodników „oddychała rękami” pod koniec meczu. Jeśli nie zdołali zregenerować się przed dzisiejszym meczem może skończyć się rzezią podobną do tej z 13-go czerwca. Pewnie mało kto wie, że Holendrzy mogą czuć się w Brazylii jak u siebie. W XVI i XVII wieku Republika Zjednoczonych Prowincji Niderlandzkich sprawiła solidny łomot Portugalczykom i Hiszpanom szarogęszącym się na kontynencie południowoamerykańskim i naprawdę niewiele było trzeba aby – przynajmniej na części dzisiejszego terytorium Brazylii urzędowym językiem był niderlandzki zamiast portugalskiego. Swoje trzy grosze dołożył do tego również nasz rodak, Krzysztof Arciszewski, wicegubernator a potem głównodowodzący wojsk holenderskich w Brazylii, ale to już temat na całkiem inną opowieść.

Wracając do reprezentacji Oranje widać, że jest zorganizowana niczym słynna Kompania Zachodnioindyjska i równie skuteczna. Brazylijski klimat na który narzekali polscy komentatorzy widząc w nim główną przyczynę klęski europejskich drużyn (jakiej klęski?- Wciąż możliwy jest europejski finał) ani ich ziębi ani grzeje. Grają swoje. Konsekwentnie i do końca. W równym tempie maszerujących muszkieterów niderlandzkich spychają z placu boju kolejnych przeciwników. Maksymalny efekt, minimalnym nakładem sił. Kwintesencja efektywności okraszona błyskami geniuszu Robbena, Van Persiego i Sneijdera. Do tej pory – maszynka do wygrywania, która przemieliła Hiszpanię, Australię, Chile i znakomicie grający w tym mundialu Meksyk. Czym mogą zaskoczyć ich Los Ticos? Moim zdaniem niczym. Kuchnia holenderska jest prosta i niewyszukana i Kostaryka może mieć potężną zgagę po andijviestamppot czyli ziemniakach utłuczonych z cykorią w towarzystwie dobrze nam znanego kotleta mielonego. Zresztą, co ja tam będę ściemniał. Pierwszego dnia mundialu przybrałem holenderskie barwy – jak w każdej imprezie mistrzowskiej. Typowałem finał Niemcy – Holandia i byłbym bardzo rozczarowany, gdyby już dziś okazało się, że nie miałem racji.