Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

2014-06-15 Argentyna - Bośnia i Hercegowina

Dwukrotni mistrzowie świata Albiceleste kontra Žuto Plavi absolutni debiutanci z Bałkanów. Do tej pory grali ze sobą tylko raz, towarzysko w listopadzie 2013 roku i wygrała Argentyna 2:0. Z innymi drużynami z Bałkanów biało-błękitni radzili sobie raczej bez problemu, ostatnio – tuż przed turniejem pokonali Słowenię również 2:0 a w mundialu przed ośmiu laty zdemolowali wspólną jeszcze wtedy reprezentację Serbii i Czarnogóry aż 6:0. Statystyka i historia zdecydowanie więc po stronie Argentyny. Ale należy pamiętać, że znamy trzy rodzaje kłamstw: kłamstwo, bezczelne kłamstwo i statystykę.

Reprezentacja Bośni i Hercegowiny to mix doświadczenia i młodości upstrzony talentami jak niebo gwiazdami nad amazońską puszczą. Misimovic, Dżeko, Spahić, Pjanic, Lulic to są nazwiska, które mogą robić wrażenie. Fakt Messi, Zabaleta, Maxi Rodriguez czy Gonzalo Higuain robią jeszcze większe ale oni muszą sprostać bardzo wysokim oczekiwaniom a Bośniacy nic nie muszą tylko bardzo chcą. O tym jak zabójcza może być presja na wynik, gracze reprezentacji Argentyny wiedzą jak mało kto na świecie. Wiecznie w cieniu większego i bardziej utytułowanego rywala z północy, swój pierwszy tytuł zdobyli dopiero w 1978 roku a osiem lat później powtórzyli ten sukces. Zawistni mówią, że za pierwszym razem pomagali sędziowie szczodrze goszczeni przez rządząca wtedy w Argentynie juntę wojskową, a za drugim razem Albicelestes nie wahali się nawet ubrać Boga w biało-błękitne barwy, a konkretnie zrobił to Diego Armando Maradona wpychając ręką piłkę do angielskiej bramki. Oddając sprawiedliwość Maradonie, na Mistrzostwach Świata w Meksyku rzeczywiście wzniósł się na niebotyczny poziom stając się głównym architektem argentyńskiego sukcesu. Ten sam „boski Diego” prowadzący cztery lata temu reprezentację Argentyny, spytany o taktykę na ćwierćfinałowy mecz z Niemcami odpowiedział: „to proste, połowa drużyny będzie bronić a druga połowa atakować”. Skończyło się katastrofą (0:4) i wbitym głęboko w pamięć obrazem sfrustrowanego „złotego chłopca” Messiego snującego się bezproduktywnie po boisku.

Nasze turniejowe – naprawdę dramatyczne i pasjonujące - potyczki z Argentyną przypadły na lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, ale o tym przy okazji następnego występu ekipy prowadzonej przez Alejandro Sabellę. 

Dziś, przed Argentyną na pewno niełatwe zadanie, a ten turniej to ostatnia chyba szansa dla Messiego na to by stać się nie tylko bohaterem Katalonii (i sporej części świata), ale by zostać wreszcie bożyszczem argentyńskich kibiców. Czy ma szansę zdetronizować Maradonę? Zobaczymy.