Agencja Pracy Twórczej
„NoomeR"

2014-06-29 Kostaryka - Grecja

Ciekawe jaką kasę można było zarobić typując przed mistrzostwami taką parę przeciwników w 1/8 finału? Myślę, że się nie dowiemy, bo jeśli ktoś tak obstawił to zebrał wygraną w wysokości zachęcającej do absolutnej dyskrecji. Niesprawiedliwością byłoby stwierdzenie, że to będzie mecz absolutnych outsiderów, ale dotychczasowe osiągnięcia obu ekip w MŚ na pewno nie dawały powodów do optymizmu. 

O Grekach i ich serii przegranych meczy bez strzelonej bramki już pisałem, skupię się więc na ich dzisiejszych rywalach. Kostarykanie mają już za sobą mecz w tej fazie turnieju. W swoim debiucie na włoskim mundialu dwadzieścia cztery lata temu, bardzo przekonywująco wyszli z grupy ulegając jedynie Brazylii (0: 1) za to w 1/8 już wyraźnie przegrali z Czechosłowacją (1:4). W kolejnych dwóch występach (2002, 2006) nie było już tak dobrze a na niemieckich MŚ 2006 sprawiedliwie obdarowali rywali przegrywając wszystkie trzy mecze, w tym z Polską 1:2. Taką też rolę – dostarczyciela punktów – przewidziano dla ekipy Los Ticos w Brazylii. Jak chybione były to prognozy mieliśmy okazję przekonać się wszyscy w ciągu ostatnich kilkunastu dni. Kostarykański sen rozpoczął się od popisu zawodnika, dla którego nie znalazło się miejsce w składzie Kanonierów. Wypożyczony z Londynu do Olimpiakosu Pireus Joel Campbell poprowadził drużynę do zwycięstwa nad najeżonymi gwiazdami drużynami Urusi i Squadra Azzurra a dziś będzie próbował rozmontować grecki mur.

Obrona Hellady nie jest już wprawdzie tą formacją, która do łez doprowadzała przeciwników dziesięć lat temu, dając Grekom sensacyjny triumf w Mistrzostwach Europy, ale konsekwencji, twardości, charakteru i zaangażowania greckiej reprezentacji nie sposób odmówić. Przyznaję, „obraziłem się” na nich po pierwszym przegranym 0: 3 meczu z Kolumbią. Mimo powszechnego narzekania na grecki antyfutbol, na mordowanie piłki nożnej, nie mogłem nie doceniać taktycznej mądrości prowadzącej niejednokrotnie do zwycięstwa w najmniej sprzyjających okolicznościach. Ale po spotkaniu z Los Cafeteros byłem tak zły, że nie chciałem dostrzec żadnych, najmniejszych nawet pozytywów w grze greckiej ekipy. Gdy remisowali bezbramkowo z Samurajami, zgrzytałem ze złości zębami życząc im rychłego spotkania z Eryniami i mąk wszelakich w głębiach Tartaru. Dopiero w trakcie trzeciego meczu Greków zaczęło do mnie docierać, że wciąż mają szansę na awans, że – jak to ładnie ujął mój prześwietny kolega o mentalności Spartiaty – Grecy minimalnym nakładem sił mogą osiągnąć maksymalny efekt. I przyszła mi na myśl taka refleksja: wyobraźcie sobie reprezentację, która dostaje baty w pierwszym meczu, w drugim – w dziesiątkę – jest w stanie obronić remis, wynik który pozwala im pozostać w grze po to, by w trzecim – decydującym o wszystkim - meczu zgarnąć całą pulę w ostatniej minucie meczu. Wyobrażacie sobie? To nie Polska – niestety. This is SPARTA! 

Los Ticos są świetni. Los Ticos są sympatyczni. Los Ticos odesłali do domu Anglię i Włochy, a i trzeci z byłych mistrzów świata, któremu spuścili łomot, pożegnał się już z turniejem. Ale jak ja mógłbym nie kibicować dzisiaj Grekom? Jeżeli Zeus i pozostali bogowie olimpijscy odłożą na bok swoje codzienne boskie spory i przypomną sobie o występującej w 1/8 mundialu reprezentacji Grecji, może się okazać, że wspierający Kostarykan panteon prekolumbijskich bóstw z Quetzalcoatlem na czele stanie przed niezwykle trudnym zadaniem.